A zaczęło się od Muminków...
Kiedy miałam pięć lat, byłam zakochana we Włóczykiju z Muminków.
Dostałam nawet od babci harmonijkę, by móc grać tak jak on i wyobrażać sobie, że gdy skończy się lato, ruszam daleko stąd.
Kiedy miałam piętnaście lat, byłam zakochana w Georgu Bergerze z musicalu „Hair”.
Uwielbiałam jego sposób bycia, radość, otwartość, cieszenie się życiem i wolnością. Żałowałam, że urodziłam się za późno, bo myślałam, że tak niesamowici ludzie jak Berger, byli tylko w latach siedemdziesiątych.
Kiedy miałam dwadzieścia lat, nie byłam zakochana ani we Włóczykiju, ani w Georgu Bergerze. Postanowiłam pokochać siebie.
Wyjechałam wtedy z moją przyjaciółką, Anią w góry. Chodziłyśmy po szlakach i prowadziłyśmy niekończące się dyskusje o wolności, lemingach i niepodążaniu wytyczoną ścieżką.
Postanowiłyśmy, że gdy tylko skończę studia, zamiast zrobić to, co każdy szanujący się leming powinien – czyli tak jak wszyscy, pójść do pracy, wziąć kredyt na mieszkanie, wyjść za mąż, urodzić dzieci i tak dalej, i tak dalej, aż do emerytury – udamy się w roczną rowerową podróż po Europie.
Byłyśmy młode i pełne zapału. Chciałyśmy być wolne, nie robić tego, co narzuca nam społeczeństwo. Wyszłyśmy z założenia, że nawet jeśli podczas podróży, nie będziemy mieć co jeść, to i tak przecież lepiej być kloszardem w Paryżu, niż w Warszawie.
Kiedy miałam dwadzieścia kilka lat, skończyłam studia, jednak już bardziej realistycznie podchodziłam do życia. Ania została nauczycielką języka angielskiego i zapomniała o pomyśle podróży. Ja zaś postąpiłam, jak każdy typowy leming – kupiłam bilet do Wielkiej Brytanii i postanowiłam, że tam będę żyć i pracować.
Szybko jednak znudziło mi się sprzątanie w hotelu Premier Inn, więc ruszyłam na Karaiby. Tam, na francuskiej wyspie Gwadelupa, spędziłam kilka miesięcy. Wynajmowałam malutki pokoik z Francuzem Thomasem i Niemką Liną. Siedzieliśmy na plaży, piliśmy rum (pamiętajcie, że picie rumu przed dwunastą, nie czyni z Was alkoholików, tylko piratów!), nie pracowaliśmy… Typowy hippisowski okres.
Kiedy miałam dwadzieścia cztery lata, nie chciałam już się obijać na plaży. Wyjechałam do Paryża. Podchodziłam już trochę bardziej realistycznie do marzeń o wolności i podróżowaniu. Aby podróżować, trzeba najpierw dużo pracować, by mieć na to pieniądze.
Tak minęło kilka kolejnych lat. Pracowałam, a co dwa miesiące miałam kilka dni urlopu, które poświęcałam na podróże po Europie. Najpierw na spokojnie – wykupiona wycieczka z biura, nocleg i przelot wliczone w cenę. Później już bardziej odważnie – autostop, hostele, couchsurfing…
Po kilku latach wróciłam do Polski i tam poznałam Maćka. Od dwóch lat to głównie z nim podróżuję :)
Komentarze
Prześlij komentarz